FESTIWAL WHISKY JASTRZĘBIA GÓRA 2016 (25-26.08.2016), CZYLI CZASEM NAWET GENIALNA WHISKY W WAKACYJNEJ FORMIE

Jak zaczynałem swoją festiwalową przygodę na Whisky Live Warsaw 2015, wiedziałem, że za rok pojawię się w Jastrzębiej Górze. Edycja 2016 była już trzecią tego pierwszego polskiego festiwalu, czyli można powiedzieć, że festiwal w Jastrzębiej Górze wstąpił w wiek młodej whisky.
Nie byłem na dwóch poprzednich edycjach, zatem mogę porównać ten festiwal z WLW, czy Poznań Whisky Show – jest inaczej;-). Przede wszystkim lato – akurat w ten weekend upał potężny, morze i wakacyjny klimat. Stąd – co nie wszystkim się podobało, a już na pewno nie “ortodoksom” – nieco biesiadny i leniwy charakter festiwalu – z muzyką (często za głośną), stand up’owcami (niektórzy śmieszni, inni mniej), dudziarzami i innymi folkowymi grajkami (bywa, że zagłuszającymi Master Class’y). Cóż – jak się przyjmie ten klimat jako część kolorytu festiwalu, a dotarło się do zaplanowanych lub niezaplanowanych whisky oraz ciekawych ludzi – nie warto wówczas narzekać. Było fantastycznie:-).
E-whisky.pl w mojej skromnej osobie, wsparte małżonką, która powiększyła skład teamu o 100% z tytułem Head of Creation 😉 dotarło na Festiwal Whisky Jastrzębia Góra 2016 w piątek niemal w samo południe. Żar lał się z nieba. Pierwszy minus – brak buteleczek do sampli. Po Warszawie (gdzie były), po Poznaniu (gdzie nie było i było to punktowane), uważałem, że na FWJG będą na pewno. Błąd. Cóż, otarłem łzy i ruszyliśmy eksplorować teren festiwalu.
Pierwsze, co rzuciło się w oczy, to udział największych producentów Diageo (Talisker, Lagavulin) i Pernod Ricard (The Glenlivet, Aberlour), potem John Dewar & Sons (Aberfeldy, Craigellachie), William Grant & Sons (Glenfiddich) i Glenmorangie Co., czyli LVMH (Ardbeg i Glenmorangie), natomiast mniejsi lub posiadający pojedyncze destylarnie reprezentowani byli za pośrednictwem polskich dystrybutorów – lepiej niż Poznań, gorzej niż Warszawa. Podobnie z whisky do degustacji – stosunkowo niewiele oferty w cenie biletu – lepiej niż Poznań, gorzej niż Warszawa.
Zaczynając zgodnie z trendem festiwalu wyznaczonym przez temperaturę zacząłem od whisky z Indii na stoisku M&P Alkohole i Wina Świata – Paul John Brilliance z destylarni John Distilleries Jdl. Byłem w tym roku na degustacji Amrut i miałem bardzo dobre skojarzenia z indyjską whisky, i nie zawiodłem się. Paul John Brilliance to bardzo delikatna, aksamitna whisky, zawierająca w sobie olbrzymią dawkę owoców egzotycznych od cytrusowych, przez papaję po wanilię i kokos. Dobry start.
Zaprzyjaźnione stoisko Pinot Wine & Spirit jak zwykle miało wiele do zaoferowania zarówno w asortymencie, jak i w rozmowie. Nigdy nie próbowałem niczego z Edradour, do niedawna najmniejszej szkockiej destylarni, zacząłem więc od podstawowej Edradour 10 YO – delikatność owoców, orzechy, nieco pikantna, ale bez szaleństwa.
Nigdy nie próbowałem również whisky z planującej właśnie rozbudowę destylarni Arran z wyspy o tej samej nazwie. Dużo ciekawsza, bardziej kompleksowa The Arran Malt – The Madeira Cask Finish – głębokie połączenie słodyczy z pikantnością.
Ciekawą degustację zakończyła limitowana edycja anCnoc Blas (po gaelicku smak) z również dziewiczej dla mnie destylarni Knockdhu. We współpracy z nagradzanym szkockim projektantem mody Patrickiem Grant’em powstała etykieta i opakowanie inspirowane otoczeniem destylarni, tradycyjnymi metodami produkcyjnymi oraz oczywiście samym aromatem i smakiem whisky anCnoc Blas Limited Edition. Dla mnie Blas to był również blast (podmuch) – rewelacyjny odrzut mocy słodkiej, kwiatowej, z bardzo długim nieoczywistym finiszem. Warto.
Dwa kroki dalej były stoiska destylarni oferujące polską whisky – Wolf Distillery i Destylarnia Piasecki – wybór padł na tą pierwszą. Spróbowawszy Ryecorn Whiskey z kukurydzy, żyta i słodowanego jęczmienia, stwierdzam, że mamy w Polsce jeszcze okres poszukiwań. Szorstko, ale obiecująco.
Ciekawym NAS-em okazała się Scapa Skiren, z kolejnej dziewiczej dla mnie destylarni Scapa (taki to był właśnie festiwal – wyłapywania nietkniętych destylarni, nawet z ich podstawowymi ofertami). Destylarnia z Orkad, zawsze w cieniu Highland Park – whisky ciekawa, delikatność, ale i słonawe nuty.
Nadszedł czas na Diageo i rąbek ich oferty, i od razu moje oko przykuł Lagavulin 8 YO, pierwsza whisky wydana w tym roku przez Lagavulin‘a z okazji 200-lecia destylarni. Oj tak, Lagavulin nie musi wstydzić się wieku, 8 lat, żadne no age statement i jaka świetna whisky, torf, który się przebija wytrwale przez bourbonowe-waniliowe nuty. Świetny młodszy brat 16-letniej siostry.
Następnie interesująca Glenkinchie Double Matured Amontillado Cask-Wood oraz wśród kropel “sztucznego” deszczu (dobry marketing, ale czy skończyła się woda w sobotę;?-) – Talisker Port Ruighe, finiszowany w beczkach po porto ruby – idąc na skróty – klasyk 10-letni z posmakiem owocowego porto. Caol Ila 12 YO – po prostu chciałem, bo chcieć musiałem.
Jastrzębia Góra to okazja zrobienia sobie przerwy mocząc nogi w zimnym Bałtyku i powrót do swingu (na dudach;-).
Pamiętając o wrażeniu jakie zrobiła na mnie w Poznaniu Craigellachie 19 YO (polecona przez samego Charlesa MacLean‘a) nie mogłem się oprzeć podstawowej Craigellachie 13 YO – bardzo charakterna whisky, pieprzna, ale nie “kanciasta”. Kolejna z oferty John Dewar’s & Sons – Aultmore 12 YO – jeszcze bardziej pikantna. Przeskoczę w czasie – w sobotę wróciliśmy do stoiska Dewar’sa i próbowaliśmy delikatniejszych whisky z ich oferty Royal Brackla 12 YO, Deveron 12 YO, Aberfeldy 12 YO. Bardzo ciekawa podróż po portfolio grupy.
Wracając do piątku – stoisko M&P zaoferowało fantastyczną GlenDronach 21 YO – sherry Oloroso & Pedro Ximenez – rewelacyjna kombinacja, warta zapamiętania. W bonusie Nikka 12 YO – pijmy blendy z Japonii z oznaczeniem wieku, tak szybko znikają, a są tak wysublimowane. Delikatność i szczypta orientalnych przypraw (ach te sugestie;-).
Cóż, upał był na tyle dotkliwy, że nawet takie “niemal ortodoksy” schłodziły się drinkami od LVMH – definitywnie wygrał Ardbeg peaty sour z Glenmorangie sweet sour. Zapach, jak to u Ardbega – “niepokojący”;-), ale potem to już bomba orzeźwienia.
Drugi dzień to przede wszystkim dzień fantastycznej Master Class Glenmorangie z Brendanem McCarron’em oraz prelekcji Diageo z bohaterami w postaci Lagavulina, ale i Brory, i nieoczekiwanie Port Ellen, ale o tym w odrębnych wpisach, bo obydwie okoliczności zasługują na samodzielne artykuły.
Przed i pomiędzy tymi hitami robiłem sobie przeglądy poszczególnych destylarni. I tak – Jura zaoferowała mi Jura Origin 10 YO, Jura Superstition oraz Jura Diurach’s Own ze wskazaniem na tą ostatnią. Potyczka pomiędzy Glenglassaugh Evolution i Revival – tym razem remis ze wskazaniem na Evolution. Dalmore 12 YO sam w sobie, sherry Matuzalem – warto oraz Mortlach Rare Old destylowana 2,81! razy, czyż ta liczba wydobyła te orzechy i szarlotkę?;-).
Jeszcze przed prelekcją Diageo nadszedł czas na najbardziej zasłużonego (okropne słowo) i uznanego (już lepiej) niezależnego bottlera, rodzinną firmę Gordon & MacPhail i i ich wydanie Glenburgie 12 YO oraz przede wszystkim Glentauchers 1996 butelkowana w 2015 – przepięknie złożona whisky.
Z kolei po prelekcji Diageo, oszołomiony skrzydłami białych kruków Brory i Por Ellen miałem appendix w postaci Dalwhinnie 25 YO 1989 (dzięki uprzejmości chłopaków z Whisky My Wife) – jednej z 9 pozycji Diageo Special Releases 2015 – słodycz owocowa, ale płatki śniadaniowe, orzechy. Warto żyć.
Nie będzie podsumowania, będzie konkluzja – dotarłem na Festiwal Whisky Jastrzębia Góra, w jego 3. edycji i dobrze, że dotarłem. Coraz większa świadomość świata whisky pozwoliła mi docierać do tego, czego chciałem, a to co mnie zaskakiwało, zaskoczyłoby być może nawet Keeper’a of Quaich.
i na koniec – festiwal whisky w JG to fantastyczni ludzie..