Każda z destylarni whisky w Szkocji musi charakteryzować się czymś “naj”: najstarsza, najdalej na północ, z najwyższymi alembikami, najbardziej pękatymi, najbardziej samowystarczalna… Jeśli chcemy w analogiczny sposób określić destylarnię Banff, to wyrok jest jeden – najbardziej pechowa..

Historia tej destylarni, to – obok produkcji whisky – historia pożarów, wybuchów, a nawet bombardowań. Destylarnie nie należą do najbezpieczniejszych miejsc pracy, ale Banff przyciągała nieszczęścia, jak chyba żadna inna.

Oryginalna destylarnia Banff została wybudowana przez majora James‘a McKilligan w 1824. 13 lat później właścicielem był już Alex Mackay, a w 1852 destylarnia znalazła się w posiadaniu rodziny Simpson’ów. W 1863 James Simpson Jr. zamknął pierwotną destylarnię i otworzył nową Banff, oddaloną od oryginalnej o zaledwie milę. Ta mila miała znaczenie. Wprawdzie nowa destylarnia miała lepszy dostęp do transportu kolejowego (Great North of Scotland Railway) i lepsze źródła wody, była jednakże magnesem dla wszelakich nieszczęść.

Mimo iż pożary zdarzały się w Banff, czy zdarzały się we wszystkich innych destylarniach wcześniej (m.in. ze względu na bezpośrednie źródła ognia – podgrzewanie alembików, suszenie słodu, czy wszechobecny wysokoprocentowy destylat), to pożar w Banff 9 maja 1877 był szczególnie niszczycielski. Praktycznie cała destylarnia, z wyjątkiem jednego magazynu, została strawiona przez ogień. Zdeterminowany Simpson odbudował destylarnię w kilka miesięcy, a brygada strażacka zaczęła stacjonować w destylarni na stałe.

Banff pozostawała w rękach rodziny Simpsonów do 1932 roku, kiedy już zamknięta i w likwidacji, została wchłonięta przez Scottisch Malt Distillers (SMD), będącej pod kontrolą “żarłocznej” Distillers Company Limited. DCL nie odpaliła alembików Banff, aż do czasów powojennych.

Uśpiona klątwa Banff nadeszła z nieoczkowanej strony. 16 sierpnia 1941 Junkers Ju-88 niemieckiej Luftwaffe zbombardował magazyn nr 12. Wiele beczek whisky spłonęło, farmerzy opowiadali o latających i eksplodujących w powietrzu beczkach, a destylat dostał się do pobliskich źródeł wody, co miało fatalny wpływ na okoliczną faunę. Ponoć następnego dnia żadna krowa nie była w stanie ustać na nogach, by zostać wydojoną.. Po raz kolejny destylarnię odbudowano, a w 1943 roku 248. szwadron RAF-u znalazł w destylarni Banff miejsce na swoją bazę (czyżby analogia ze stacjonującą strażą pożarną, po fakcie?).

Po wojnie wznowiono produkcję, ale pech zaatakował po raz kolejny. 3 października 1959, w trakcie przerwy produkcyjnej, podczas pracy kotlarzy, doszło do samozapłonu w alembiku i potężnej eksplozji. Nikt na szczęście nie zginął.

Banff produkowała whisky dla DCL do zabójczych dla wszystkich destylarni lat 80-tych. Razem z takimi (późniejszymi) legendami, jak Port Ellen, czy Brora, zakończyła działalność w 1983 roku. Tylko Banff musiała to zrobić w swoim stylu. Pod koniec lat osiemdziesiątych większość urządzeń została zdemontowana, budynki zburzone, jednak ostatni magazyn spłonął klasycznie w niezamierzonym ogniu 11 kwietnia 1991. Tak, zdecydowania Banff miała swój styl…

A jaki styl miała whisky Banff..? Jedyny oficjalny bottling to prawdopodobnie 21-letnia Rare Malts 1982, butelkowana w 2004 roku. Z Banff, podobnie jak z niemal wszystkimi whisky z zamkniętych destylarni, możemy zapoznać się za pośrednictwem niezależnych bottlerów – Cadenhead, Douglas Laing, Duncan Tailor, Gordon & MacPhail, Signatory Vintage, by wymienić tych najbardziej szczodrych w Banff.

I tak naprawdę, pretekstem do tej pechowej historii, jest próbka whisky Banff z …1966 roku, 49-latka od Gordon & MacPhail i od przyjaciół z Boat City Whisky Club. Stała owa próbka wśród innych próbek około rok. Znając historię Banff oraz zachowanie najlepszych nawet whisky w teoretycznie szczelnych naczyniach, przelewałem zawartość z pewną dozą niepokoju. Ale już samo odkręcenie nakrętki całkowicie mnie uspokoiło.

Banff 1966 49 Years Old, but. 2015, 45,2% Gordon & MacPhail Rare Old:

Nos: intensywnie cytrusowo, pigwa, w kolejnych warstwach wosk, migdały, banany, wanilia, szczypta anyżu, orzechy laskowe, zapach drewna, wysuszonego na słońcu dębu;

Podniebienie: cóż za aksamit, równowaga, na pewno nie ma dominanty, wybijającej się nuty, wypieczony chleb, czekolada orzechowa, nieco skórzanych akcentów, delikatna słodycz, dojrzałe mango;

Finisz: snuje się, w dalszym ciągu delikatnie, wystarczająco długo, w charakterystyce orzechowej, dębowej i najlepszej jakości czekolady.

Whisky z nieagresywnych lat 60-tych, powolnych i beztroskich – jeśli spojrzymy z perspektywy roku 2020.. Siła balansu i niuansu.

Całkowicie nieskojarzona z dawną szkocką destylarnią Banff, jest kanadyjska destylarnia Park Distillery w Banff, Alberta, w sercu parku narodowego… Banff. Jeśli w jakiś pokręcony sposób, a przecież było to właściwością szkockiej destylarni, odrodziła się ona po drugiej stronie Atlantyku, to życzę kanadyjskiej Park Distillery w Banff znacznie więcej szczęścia, bo być może już go potrzebuje;-).

A tak wyglądają okolice Banff w Kanadzie… nie wiem skąd i czy w ogóle mogłoby nadejść fatum..;-)

wszystkie zdjęcia za wyjątkiem własnych pochodzą ze stron thewhiskyexchange.com, thespiritsbusiness.com, whiskyhunter.net

źródła: scotchwhisky.com, thewhiskybarrel.co.uk, Jarosław Urban “Vademecum whisky”

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *