Pierwszy chyba raz siadam do klawiatury od razu na drugi dzień po festiwalu;-). Wczorajszy

Pierwszy chyba raz siadam do klawiatury od razu na drugi dzień po festiwalu;-). Wczorajszy Silesian Whisky Fest dał nam tyle energii, że przebija się ona ponad naturalne przecież zmęczenie;-). Ale nie będzie długo. Będzie krótko. Ciężko jest pisać o festiwalach – tak, jak tłumaczyć, jaki odcień ma niebo. Festiwale trzeba przeżyć samemu. Szczególnie festiwale whisky. A może szczególnie ten śląski.

Po raz kolejny Szymon Załęcki wezwał nas na porcelanowy dywan. Musiał jednak czekać całe trzy lata. Ostatni raz widzieliśmy się w Fabryce Porcelany w 2019 roku. Niedobra pandemia. Złaknieni ludzi, naszych przyjaciół, dobrej lub bardzo dobrej whisky, wpadliśmy w objęcia tej atmosfery. I utonęliśmy. Nie brakowało niczego, brakowało czasu (mimo że festiwal trwał 9,5 godziny, ok, dla nas 7,0).  Patrząc teraz na zdjęcia innych uczestników festiwalu widzę, gdzie nie dotarliśmy. I zawsze jest niedosyt. Ale to znacznie lepsze uczucie jednak niż przesyt;-).

Kiedyś pisałem o poszukiwaniu straconego czasu i rodzinie CS w kontekście festiwali whisky. To wszystko tu było i ze względu na tą pandemiczną przerwę wzrosło wykładniczo (wow;-). Miałem też swoją ulubioną chwilę. No może nie chwilę, bo jakieś 2,5 godziny stałem na stoisku Whisky Team, w sympatycznym zastępstwie. Naprawdę fajne uczucie dzielić się whisky i wiedzą o niej. Agnieszka chyba dorzuciła swoje pół godziny;-). Stąd może tego czasu ubyło…? Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy;-). Przed i po, i przyznajmy, że w trakcie, nadrabialiśmy ten czas w wybranych miejscach. A że nie wszędzie się dotarło. Cóż. Dlatego ktoś wymyślił sequele.

I koniecznie idźcie zobaczyć Nikiszowiec. Szczególnie dzień po. Na energetyczne śniadanie do Cafe Byfyj. Tam czas się zatrzymał.

Niech zdjęcia przemówią (nawet te nieco niewyraźne;-):

dał nam tyle energii, że przebija się ona ponad naturalne przecież zmęczenie;-). Ale nie będzie długo. Będzie krótko. Ciężko jest pisać o festiwalach – tak, jak tłumaczyć, jaki odcień ma niebo. Festiwale trzeba przeżyć samemu. Szczególnie festiwale whisky. A może szczególnie ten śląski. Silesian Whisy Fest.

Po raz kolejny Szymon Załęcki wezwał nas na porcelanowy dywan. Musiał jednak czekać całe trzy lata. Ostatni raz widzieliśmy się w Fabryce Porcelany w 2019 roku. Niedobra pandemia. Złaknieni ludzi, naszych przyjaciół, dobrej lub bardzo dobrej whisky, wpadliśmy w objęcia tej atmosfery. I utonęliśmy. Nie brakowało niczego, brakowało czasu (mimo że festiwal trwał 9,5 godziny, ok, dla nas 7,5).  Patrząc teraz na zdjęcia innych uczestników festiwalu widzę, gdzie nie dotarliśmy. I zawsze jest niedosyt. Ale to znacznie lepsze uczucie jednak niż przesyt;-).

Kiedyś pisałem o poszukiwaniu straconego czasu i rodzinie CS w kontekście festiwali whisky. To wszystko tu było i ze względu na tą pandemiczną przerwę wzrosło wykładniczo (wow;-). Miałem też swoją ulubioną chwilę. No może nie chwilę, bo jakieś 2,5 godziny stałem na stoisku Whisky Team, w sympatycznym zastępstwie. Naprawdę fajne uczucie dzielić się whisky i wiedzą o niej. Agnieszka chyba dorzuciła swoje pół godziny;-). Stąd może tego czasu ubyło…? Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy;-). Przed i po, i przyznajmy, że w trakcie, nadrabialiśmy ten czas w wybranych miejscach. A że nie wszędzie się dotarło. Cóż. Dlatego ktoś wymyślił sequele.

I koniecznie idźcie zobaczyć Nikiszowiec. Szczególnie dzień po. Na energetyczne śniadanie do Cafe Byfyj. Tam czas się zatrzymał.

Niech zdjęcia przemówią (nawet te nieco niewyraźne;-):

 

*wszystkie zdjęcia za wyjątkiem kilku (od Szymona Bira) należą do e-whisky.pl

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *